Niebo rozświetliły wybuchy, a później zasłonił je gęsty dym. Dlaczego okolica Heydebreck (dzisiejszy Kędzierzyn), stała się miejscem ogromnej bitwy z 16 nalotami, jakie w ostatnich miesiącach wojny przypuściła Amerykańska Armia Powietrzna?
Z powodów strategicznych: ograniczony dostęp do ropy naftowej skłonił hitlerowskie Niemcy do budowy w czasie wojny sieci zakładów wytwarzających paliwa syntetyczne na bazie węgla. Ówczesna Rejencja Opolska położna daleko od Francji , Niemiec czy ZSRR , a blisko w bogatego w złoża węgla Śląska była idealnym miejscem na takie zakłady. Dlatego powstało ich aż trzy: w Kędzierzynie, Zdzieszowicach i Blechhammer czyli dzisiejszej Blachowni, dzielnicy Kędzierzyna – Koźla.
Tuż obok (podobnie jak przy budowie Kanału Gliwickiego), Niemcy założyli liczne obozy jenieckie i obozy pracy przymusowej, w których pracowało aż 50 tysięcy jeńców. Po jeńcach zachowało się wiele pamiątek. Obóz w Blachowni to Arbeitslager Blechhammer. Z kolei największy z obozów znajdujący się w okolicy to podobóz obozu koncentracyjnego Auschwitz Birkenau w Sławięcicach. Dziś cały Kędzierzyn-Koźle ma około 60 tysięcy mieszkańców. Skala niemieckiego przedsięwzięcia, polegającego na budowie zakładów produkujących paliwo poraża!
W styczniu 1943 r. Alianci podjęli decyzję o nalotach na strategiczne obiekty III Rzeszy: huty, elektrownie, fabryki lotnicze i wytwórnie benzyny syntetycznej, takie jak m.in. ta w Blachowni. Chodziło o to by zniszczyć potęgę Niemiec, pozbawić zaplecza, spowolnić, a w końcu zatrzymać hitlerowską machinę wojenną. Wkrótce po tej decyzji Śląsk stał się miejscem wielkiej bitwy o benzynę.
Pierwszy nalot na śląskie fabryki benzyny syntetycznej zaplanowano na 30 czerwca 1944 roku. Plany Amerykanów pokrzyżowała jednak pogoda, a bomby spadły na cele w Czechach i na Węgrzech. Ale już tydzień później, 7 lipca 1944 roku Amerykańscy lotnicy, stacjonujący w północnych Włoszech, dolecieli do celu, atakując fabryki w Kędzierzynie, Blachowni i Zdzieszowicach. Tylko tego dnia 451 amerykańskich samolotów zrzuciło łącznie 1 130 ton bomb! Do grudnia 1944 roku do działań użyto w sumie 4 200 samolotów, z których spadło 9 tysięcy ton bomb.
Działania Aliantów przyniosły efekt, bowiem Niemcy musieli wyłączać zakłady i przerywać produkcję. Całkowicie produkcji w całym kompleksie nie udało się jednak zatrzymać.
Wszystko to nie obyło się bez strat po stronie amerykańskiej. Podczas nalotów 15 Armia Wojsk Powietrznych Stanów Zjednoczonych utraciła około 220 samolotów. Poległo blisko 600 lotników. Około 29 amerykańskich maszyn spadło w okolice obecnego Kędzierzyna Koźla. Nie obyło się także bez ofiar wśród okolicznej ludności cywilnej, a także wśród jeńców wojennych tutejszych obozów. Ci ginęli, bo zwyczajnie nie mieli gdzie się schować – mieszkali w drewnianych barakach, przy których nie było schronów. W największej pojedynczej tragedii zginęło 36 angielskich żołnierzy, którzy schowali się w zagłębieniu terenu, gdzie trafiły dwie bomby. Pochowano ich obok cmentarza w Sławięcicach we wspólnej mogile.
Niemcy, na początku 1945 roku, wiedząc że za chwilę nadejdzie ze Wschodu front, w nocy z 21 na 22 stycznia zarządzili ewakuację z terenów fabryk, wraz z ewakuacją więźniów w obozach (Marsz Śmierci). Już kolejnego dnia Armia Czerwona zajęła Sławięcice i Blachownię, a ostatniego dnia roku wkroczyła do Kędzierzyna. Koźle na „wyzwolenie” musiało poczekać prawie trzy miesiące. Zostało zdobyte w wyniku operacji opolskiej 18 marca 1945 roku.
Po wojnie Rosjanie rozbroili fabrykę, zdemontowali wszystko, co się da i wywieźli na wschód. Z Blachowni wywieziono ponad 9 tysięcy wagonów! Większość z wywiezionego sprzętu nigdy nie została użyta, przetopiono go na inne potrzebne wtedy rzeczy.
Po wojnie amerykańska misja przyjechała tu i ekshumowała swoich żołnierzy, kilkunastu z nich nie udało się jednak odnaleźć. Pasjonaci historii skupieni wokół Stowarzyszenia Blechhammer 1944 poszukują ich regularnie od lat. Przecież za każdą maszyną stoi historia ludzi, którzy tego dnia walczyli w powietrzu. Do dziś specjalna amerykańska komisja poszukuje piętnastu lotników, regularnie odwiedzając Kędzierzyn-Koźle. Stowarzyszenie „Blechhammer – 1944” ściśle współpracuje z Amerykanami, upamiętnia ich losy i stale udowadnia, iż mimo że od zakończenia II Wojny Światowej minęło już wiele dziesięcioleci to ziemia wokół Kędzierzyna Koźla kryje w sobie wiele śladów z tych wydarzeń. Rodzina jednego z zaginionych Amerykanów, Artura Lindella w ramach wdzięczności za działania Stowarzyszenia przekazała do Muzeum jego mundur oraz purpurowe serce. Jest to odznaczenie, przyznawane od czasów Jerzego Waszyngtona amerykańskim żołnierzom, którzy zostaną ranni lub zginą na froncie. Rodzina odwiedza Kędzierzyn regularnie, gdyż Artur Lindell jest jednym z amerykańskich żołnierzy, którego szczątków do dnia dzisiejszego nie znaleziono. Szczątki jego załogi nadal pozostają nieodkryte.
Na terenach wokół Kędzierzyna-Koźla znajdziemy za to wiele poniemieckich umocnień: bunkrów, schronów, a także pozostałości filii byłego obozu koncentracyjnego Auschwitz Birkenau.
To co do tej pory udało się znaleźć poszukiwaczom, zgromadzono w dwóch obiektach:
W Muzeum Śląskiej Bitwy o Paliwo Blechhammer-1944, znajdującym się na osiedlu Blachownia, w piwnicach niepozornego Domu Kultury „Lech”. Można tu zobaczyć niespotykane artefakty oraz usłyszeć wiele ciekawych historii, opowiadanych przez lokalnych przewodników, dotyczących w głównej mierze losów żołnierzy armii amerykańskiej. Wystawa obejmuje m.in. fragmenty samolotów, radiostacji, łuski po amunicji, dokumenty, zdjęcia, zrekonstruowane stroje, makiety, modele samolotów, mapy.
Osobną część stanowi wystawa dotycząca robotników przymusowych i jeńców, którzy budowali obiekty służące III Rzeszy, są wśród nich tak ciekawe eksponaty, jak nienaruszona paczka papierosów Juno, które palił filmowy Hans Kloss.
W odnowionym schronie przeciwlotniczym typu Salzgitter z czasów II wojny światowej. Jest to jeden z 20 tego typu schronów zbudowanych w tej okolicy w połowie 1944 roku.
Precyzyjni Niemcy projektowali schrony tak, by mieściły dokładnie 99 osób. Stropy budowane z żelbetonu miały ponad 2 m grubości, dzięki czemu wytrzymywały ataki bomb. Wnętrza wykładano deskami, ponieważ beton przy uderzeniu bomby odpryskiwał i mógłby ranić osoby przebywające wewnątrz. Wnętrza malowano farbą fluorescencyjną, by w razie braku zasilania schron nie zapadł się w zupełne ciemności. Fragmenty farby zachowały się po dziś dzień, co dobrze widać po zgaszeniu światła. W schronie ustawiono gabloty, które opisują pokrótce historię Śląskiej Bitwy o Paliwo i miejscowych zakładów.
Wśród ciekawszych eksponatów warto wymienić beczkę po chemikaliach opisaną jako IG Farben Heydebreck, czy prawie kompletny, doskonale zachowany silnik Messerschmitta 109 zestrzelonego w marcu 1945 roku pod Kędzierzynem przez samolot radziecki. Pozostałe elementy tej maszyny są rozstawione pod ścianami bunkra.
Schron służy jako miejsce spotkań dla pasjonatów historii – stowarzyszenie organizuje tu różne wydarzenia, jak m.in. nocne zwiedzanie, w którym w tamtym roku uczestniczyliśmy. A wcześniej byłam tu z grupą blogerów – w dzień.
Jak powszechnie wiadomo, tereny Śląska Opolskiego to arena walk wojsk niemiecko – sowieckich. Aspekt amerykański jest spotykany głównie na zachodzie Europy oraz na Pacyfiku. W naszym rejonie to rzadkość. Fakt ten dodatkowo wyróżnia Muzeum, które przyciąga wielu pasjonatów.